Wieczór.
Powoli światła gasną.
Za to katedra wychodzi z mroku.
Świeci jasno.
Dzwony modlitwę dzwonią.
Świętych gromadzi się świta.
Po starych murach wodzę dłonią,
jakbym je chciał odczytać.
Na ołtarzu
palą się kwiaty,
płomień z nich płatki strąca.
Gwiazda spada
przez środek sklepienia
i wisi tam
bez końca.
Stąd jest bliżej
do nieba
malowanego w anioły.
Ulice na placu
tworzą wielkie krzyże
i klękają przy nich kościoły.
I tylko w pieśni,
co wciąż się rozchodzi
w śnieżnej zadymce i pyle,
znów mały synek się rodzi,
by wyjść na miasto za chwilę.
ArsVisionis
…Zapiski fotograficzne…
wspaniała praca,pozdrawiam